Fajnie, że jest Misiek ;) cz. II
Na czym to ja skończyłam... Aha, że Gruba miała już swojego Miśka i odjechała z nim szczęściara w silną dal pozostawiając mi obraz słynnej MM na otarcie łez... Obraz zawisł honorowo w moim pokoju na poddaszu odziedziczonym po Sajmonie. Gruba ma zawsze gest, ale na łzy nie pomogło, wszak MM uwielbiana przeze mnie tak bardzo, to jednak całkiem do Miśka niepodobna. Ale pewnego niedzielnego popołudnia nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Po zakupach w sklepie meblowym (lokowanie się w pokoju po Sajmonie) siedząc w Macu z Żoną Parasola oraz Żoną dawcy pokoju, nad moim ulubionym mcfleurry z kit katem i karmelem, nadal w opłakanym stanie, Żona Parasola zawyrokowała stanowczo: Aga, jutro robisz rzęsy i już płakać nie możesz, bo jak Ci się odkleją, to dopiero wtedy Ci do śmiechu nie będzie. Jak rzekła, tak się stało. Poszłam jak burza, studia, castingi, podróże... Poczułam, że żyję całą sobą i wcale, ale to wcale żadnego Miśka nie potrzebuję, bo jeszcze trafię na jakiegoś Barana i dopie...