Torebka, torebunia
Jak poleciałam, tak i wróciłam. Z tą różnicą, że w Gdańsku były promocje... Nadbagaż wzrósł, czego nie upchnęłam, nie założyłam na siebie i nie wcisnęłam Pieseczkowi do walizki, to wystawało z dwóch torebek. Z litości chyba rzekł szeptem Pan na odprawie (jakby nawet wystraszony, że mu jedną przyłożę, bo grozę w spojrzeniu miałam) : Proszę chociaż jedną w drugą włożyć... No jak chłopie, no jak. Puścili, bo bali się, że zostanę ;) Dnia następnego wracając do mieszkania Blabla pomyliłam autobusy. Wysiadłam na najbliższym przystanku i dawaj na przełaj. Osiedle bliziutko, światełka wokół się świecą, zaraz będę na miejscu. Dróżka się skończyła, jakieś chaszcze, a że ja ze wsi pochodzę, to mi nie traszne. Tak sobie spacerkiem idę i idę i one coraz większe. To je torebunią cyk na boki i dalej idę (torebki mają magiczną moc). Wpakowałam się w jakieś bagno, ale też myślę nic to, doświadczenie człowiek ma, kiedyś brata ratowałam z takiegoż. Oj, chyba zabłądziłam. Nagle z tych chaszczy jakieś ...