Torebka, torebunia
Jak poleciałam, tak i wróciłam. Z tą różnicą, że w Gdańsku były promocje... Nadbagaż wzrósł, czego nie upchnęłam, nie założyłam na siebie i nie wcisnęłam Pieseczkowi do walizki, to wystawało z dwóch torebek. Z litości chyba rzekł szeptem Pan na odprawie (jakby nawet wystraszony, że mu jedną przyłożę, bo grozę w spojrzeniu miałam) : Proszę chociaż jedną w drugą włożyć... No jak chłopie, no jak. Puścili, bo bali się, że zostanę ;)
Dnia następnego wracając do mieszkania Blabla pomyliłam autobusy. Wysiadłam na najbliższym przystanku i dawaj na przełaj. Osiedle bliziutko, światełka wokół się świecą, zaraz będę na miejscu. Dróżka się skończyła, jakieś chaszcze, a że ja ze wsi pochodzę, to mi nie traszne. Tak sobie spacerkiem idę i idę i one coraz większe. To je torebunią cyk na boki i dalej idę (torebki mają magiczną moc). Wpakowałam się w jakieś bagno, ale też myślę nic to, doświadczenie człowiek ma, kiedyś brata ratowałam z takiegoż. Oj, chyba zabłądziłam. Nagle z tych chaszczy jakieś zwierzaki wyskoczyły, jak nie wrzasnęłam! Chyba dziki, ale w obliczu zagrożenia, nie byłam w stanie zidentyfikować wroga. Wróg natomiast zwiał. Uff, ale poniekąd nie świadczy to dobrze, jak nawet dzika zwierzyna się na mnie nie rzuca. Zresztą tam zaraz się rzucać, ona nawet okiem na mnie nie łypnęła. Sytuacja moja była nie najlepsza biorąc pod uwagę dodatkowo mój strój w jakim się na tę przechadzkę wybrałam. Sukienka utrudniająca oddychanie (o ruchach nie wspomnę) i kozaczki - obcas 11 centymetrów... 😱
Ja znam ten Twój ekwipunek. Pamiętam jak z trzema torbami GPS Cię po Wieliczce wodził 😂
OdpowiedzUsuńZawsze błądzę....
OdpowiedzUsuń